wtorek, 21 lutego 2012

Nieszczęsne historie

Cześć. Dzisiaj  chcę pogadać o prawdziwych nieszczęściach naszych czworonożnych przyjaciołach . Dobrze zacznę od tego : 



Jeździmy do tej maleńkiej mazurskiej wioski od lat. Kilka gospodarstw, popegieerowska bieda i znieczulica. Psy karmione suchym chlebem przybiegały do furtki po porcję „prawdziwego” jedzenia jak tylko nas spostrzegły – gdy tylko pojawialiśmy się we wsi. O wiele za rzadko.
Uszkodzony tłumik sprawił, że mąż wszedł na teren posesji do właściciela, miejscowej „złotej rączki”. Do szczekających psów dołączył jeszcze jeden głos – jednooki psi szkielet też pilnował domu.
To był Fred…
Zamknięty za siatką, nie mógł przybiegać do furtki. Nie wiedzieliśmy, że jest w tak dramatycznym stanie. Pusty oczodół, ropiejące rany na uszach, wyłamany palec, szkielet obciągnięty skórą. Niewielka klatka – na szczęście z budą – nie sprzątana chyba nigdy. Psia sypialnia, jadalnia i ubikacja tonące w błocie. Jeszcze tego wieczoru mąż wziął porcję jedzenia i kilka zbitych desek, które miały posłużyć za niewielką platformę i poszedł do Freda. Mnie powiedział: „Nie idź tam. Lepiej żebyś tego nie widziała”. Nie poszłam. Zabrakło mi odwagi…
Właściciele – młodzi ludzie z czwórką dzieci – nie reagowali na pukanie. Oznaczać to mogło tylko jedno – za dużo wypili. Na razie jeszcze się tego wstydzą. Ci ludzie żyją na granicy przetrwania. I niestety piją, żeby zapomnieć o swojej nędzy. Obojętność, znieczulenie, a po dużej dawce alkoholu agresja. Mówią o nich: „To ludzie straceni”. Dwoje dorosłych, czworo dzieci, cztery psy – dziesięć nieszczęść.
Do zamkniętej klatki trzeba było się włamać. Zalękniony, udręczony pies mógł różnie zareagować na obcą osobę. Fred z pokorą czekał na swój los… A potem w kilka sekund opróżnił pełną miskę.
Wyjeżdżaliśmy następnego dnia. Wciąż nikt nie otwierał drzwi domu. Karmę dla Freda zostawiliśmy sąsiadom. Obiecali, że będą go karmić.
Mogliśmy go od razu zabrać i zawieźć do schroniska, ale na to smutne miejsce zawsze jest czas. Całe dotychczasowe życie Freda to cierpienie; gdyby choć lata, które mu zostały mogły być dobre. Ból i głód to za mało, by nadać sens psiemu istnieniu. Żeby choć kilka dobrych chwil mu się zdarzyło, kilka sytych dni… 
Od tego czasu zaczęłam szukać Ludzi, którzy chcieliby – i mogli – zaopiekować się tym nieszczęsnym stworzeniem. Wiedziałam, że gdzieś są Tacy, którzy pokochaliby Freda. Rozsyłałam dramatyczny apel do znajomych i nieznajomych. Czasem cuda się zdarzają.
I zdarzył się cud…
Tego telefonu od Pani Eulalii nigdy nie zapomnę – Fred był uratowany!!!
12 stycznia 2008 roku (to dzień drugich narodzin Freda!) zabraliśmy go z klatki. Wyjeżdżając po raz kolejny spojrzałam na przymocowaną do ogrodzenia posesji tabliczkę, która, jak na ironię, obwieszczała światu: „Uwaga zły pies”.
Podróż do Mrągowa – około 90 km – była nerwowa (pierwsza dla psa jazda samochodem), zimna (nie chcieliśmy zbytnio ogrzewać przyzwyczajonego do chłodu pieska) i smrodliwa (nie mogło być inaczej, skoro klatka Freda wypełniona była odchodami), ale – to była najpiękniejsza podróż w moim życiu. Wieźliśmy Freda do Dobrych Ludzi!
Zwierzyniec Eulalii to inny świat - taki, jakiego chciałoby się dla wszystkich ludzi i zwierząt. Najprawdziwsza Arka wśród oceanu…
Fred jest wreszcie u Przyjaciół. Musi nauczyć się wielu nowych rzeczy – patrzeć na świat bez siatki; dotyku, który nie boli; smaku innego niż smak suchego chleba; spacerów z opiekunami.
Jeśli znajdą się osoby o wrażliwym sercu, które chciałyby przygarnąć Freda, być może trafi do mniej licznego zwierzyńca i będzie miał właścicieli tylko dla siebie. Tak czy inaczej jedno jest pewne – Fred zdąży poznać smak przyjaźni.
Nie potrafię znaleźć słów, które wyraziłyby moją wdzięczność dla Pani Eulalii, powiem więc najprościej – dziękuję…






Tuptuś wróć, czyli niezwykła hisotria bezdomnego psiaka. 

Po śmierci opiekuna Tuptek trafił do schroniska, wypatrzyła go nasza fundacyjna koleżanka Iwona. Pomagała psiakowi przetrwać trudy schroniskowego życia, zastępowała utraconego przyjaciela, chroniła od chłodu i głodu. 24 kwietnia br.Tuptuś został adoptowany przez mieszkańca Brzezin. Iwona myślała, ze to szczęsliwe zakończenie jego historii, niestety piesek nie był odpowiednio dopilnowany i uciekł z posesji. Poszukiwania trwały tydzień, zaangażowali się w nie mieszkańcy Brzezin, rodzina Iwony, specjalista od wyłapywania psów. 

5 maja Iwona napisała: 

"Lassie wróć " - zawsze myślałam, że to niezwykła, wzruszająca, wymyślona przez autora historia o wielkiej przyjaźni człowieka i psa. Psa cudownego, jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego... Dziś wiem jak bardzo się myliłam. 

Tam daleko, w obcym mieście, tak bardzo zagubiony, wystraszony do granic wytrzymałości. Po naszych szalonych, niesamowitych poszukiwaniach, gonitwach wrócił do schroniska sam. Malutki, taki zwykły, najwierniejszy na świecie kundelek... 

Brak mi słów, by Wam opisać jego reakcję, gdy mnie zauważył w schronisku. Tego pisku, skowytu, płaczu nigdy w życiu nie zapomnę. Zaryczana wytuliłam maleństwo i wycałowałam. Nie mogłam zostawić go w schronisku. Zabrałam do domu. Przez całe dnie odsypia trudy minionego tygodnia ." 

Po tygodniu pobytu w domu tymczasowym możemy powiedziec, że Tuptuś jest wspaniałym, delikatnym pieskiem, który ponad wszystko ceni kontakt z człowiekiem, toleruje psy i sunie, przepięknie zachowuje sie na spacerach, jest czystym psiakiem. 

Dziękujemy za pomoc Ani z Brzezin i tym mieszkańcom Brzezin, których serca poruszył los biednego, bezbronnego, zagubionego wśród nieznanych ludzi, w obcym mieście psiaka. 

Szukamy dla 4-letniego Tuptusia odpowiedzialnego człowieka o wielkim sercu, przyjaciela zwierząt wszystkich zainteresowanych adopcją Tuptusia prosimy o kontakt z jego opiekunka Iwoną

Amiś - Pies ma 4 - 5 lat. Najbardziej przejmujące sa losy tych psów, które miały dobre kochające domy, a z powodów losowych, niezależnych od tych ludzi, którzy je kochali, utraciły spokój i psie szczęście. Trafiają wtedy do schroniska. 

Dla nich, to niezrozumiały i koszmarny świat, który nie przynosi im najcześciej nic dobrego. Bardzo często odchodzą szybko na drugą stronę tęczy, samotne i tęskniące do swojego dawnego domu. Niektóre mają szczęście. Do takich Szczęściarzy należy nasza kruszynka. Ją ominął zimny boks i permanentny stres w walce o przeżycie, co jest zupelnie naturalne w stadzie zwierząt. Z tym, że niektóre z nich utraciły swoje instynkty na skutek opieki jaką obdarzył je człowiek i teraz nie radzą sobie w stadzie. 

Amiś z całą pewnością miałaby ciężki "orzech do zgryzienia" gdyby musiał dać sobie radę w tym obcym dla niego świecie. Ten łagodny, miły i wesoły piesek czeka pod opieką Fundacji na nowy, kochający dom. 

Amiś jest maleńkim pieskiem o ogromym sercu, po zmarłej osobie. 

Ciapulka potrącona przez samochód potrzebuje wsparcia na operacje! Maleńki zaledwie 3 miesięczny szczeniak czeka na pomoc.

To maleństwo zostało przywiezione do jednej z łódzkich lecznic. Pan ,który ją przywiózł zapłacił za udzielenie pierwszej pomocy i odjechał. Psiak wyskoczył mu pod przednie koła i zaplątał się w tylne. Ma zgruchotaną miednicę i połamane tylne łapy.

Na tą chwile nie podnosi się, ale ma czucie w tylnych łapach, co dobrze rokuje. Po zrobieniu zdjęć okazało się, że jest spora szansa na to, że stanie o własnych siłach i jedynie będzie kulała na jedną łapę. I tu zaczynają się schody. Operacje, bo nie skończy się na jednej, to koszt najmniej 2000 zł.

Kolejnym problemem jest to, iż pies przez najbliższe 2-3 miesiące będzie potrzebował fachowej i stałej opieki. 

Czy uda mu się pomóc? Czy jego krótkie życie ma się już skończyć ? Nie pozwólmy na to!


okrzywdzone przez los, porzucone, odosobnione, cierpiące, czekające nowego właściciela. Poniżej prezentujemy sylwetki kilku psów potrzebujących pomocy.
Ciapulka po pierwszej operacji
Autor: Agnieszka
Max uosobienie łagodności, czułości i subtelności, szuka dobrego domu! Porzucony w centrum miasta, Max czeka z niecierpliwością na swojego nowego opiekuna!

I jeszcze jedno psie stworzenie, które zostało porzucone. Zadajemy pytania. Czy te historie nie będą miały końca? Dlaczego nikt go nie szuka? Pies ma około 6 lat. Nadaliśmy mu imię Max. Max jest psiakiem bardzo łagodnym, który potrzebuje troskliwej opieki. Łagodny i przytulaśny, lgnie do człowieka, u niego szuka pomocy, całkowicie zdany na jego łaskę. Takich psów są tysiące w całej Polsce. Wszystkie szukają domów. Wszystkie są ofiarami ludzkiej bezmyślności i znieczulicy. One mówią nam swoim psim językiem, że zdane są tylko na nas, bez nas zginą. Ich narodziny nie mają sensu jeśli nie będą miały dobrych kochających domów.


Taką właśnie sierotą jest Max, który obecnie przebywa w naszym domu tymczasowym i czeka na swojego człowieka. Mamy nadzieję, że znajdzie go szybko i jego los się odmieni, że nie jest zdeterminowany powszechną bezdomnością polskich psów. Max lubi inne psiaki, toleruje koty, mieszka w domu razem z małym dzieckiem, jego zachowanie jest pod każdym względem poprawne, można o nim mówić jedynie w superlatywach. 

Mam nadzieję ze wy tak nigdy nie postąpicie !  Jeśli macie jakieś złe wspomnienia z utratą swojego przyjaciela napisz na : zuzanna.blog@onet.com.pl 

Do zobaczenia :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zanim napiszesz :
1. Stosuj ortografię i kulturę
2. Jeśli zareklamowałeś/aś już swojego bloga, nie rób tego ponownie.
3. Pomyśl zanim napiszesz
4. Nie obrażaj użytkowników bloga
Dziękuję